Za kulisami, czyli mało widoczna, ale odpowiedzialna rola pilotów ŻTC BIKE RACE

07 maja 2018, 17:25  

A A A

JAK WIECIE, CZASAMI MAM OKAZJĘ POMAGAĆ PRZY ORGANIZACJI ZAWODÓW MAŁEJ LIGI XC, RZECZ JASNA, GDY NIE KOLIDUJE TO Z MOIMI STARTAMI. CO Z TEGO WYNIKA? TO, ŻE MAM ŚWIADOMOŚĆ, JAK WYGLĄDA ORGANIZACJA ZAWODÓW OD ZAPLECZA, JAK WIELE ELEMENTÓW TRZEBA UŁOŻYĆ W STALE ZMIENIAJĄCYCH SIĘ PUZZLACH, BY WSZYTKO ZAGRAŁO. TE TRZY SŁOWA DEDYKOWAĆ CHCIAŁBYM ZAŚ CHŁOPAKOM, KTÓRYCH ROLA JEST MOŻE MAŁO WIDOCZNA, ACZ PIEKIELNIE WAŻNA - PILOTOM WYŚCIGÓW SZOSOWYCH ŻTC BIKE RACE

Dwa ostatnie wyścigi ŻTC - Łyszkowice oraz Mińsk Mazowiecki - miałem przyjemność przejechać praktycznie całe w ucieczkach. W Łyszkowicach przeszło 60 km, w Mińsku niemal 60 km, co daje łącznie sto dwadzieścia kilometrów, kręconych bardzo mocno przed peletonem, a niedaleko za pilotem wyścigu. I dziś chciałbym napisać dwa słowa o ich niezwykłej roli.

Nie pamiętam, jak ma na imię pilot Super Prestige - rozmawiałem z nim, dziękując za porządną robotę, ale nie zapamiętałem imienia.

O czym się myśli w czasie wyścigu?

W zasadzie o niczym, zdecydowana większość czasu spędzona jest na pielęgnowaniu instynktu przetrwania, ignorowania bólu oraz powtarzaniu "niech to się wreszcie skończy". Cały świat wówczas zamknięty jest w małej, ciepłej przestrzeni kasku, nic na zewnątrz się nie liczy. Choć chwilowe zajęcie czymś głowy jest na wagę złota; ja na przykład bardzo nie lubię patrzeć mocno w dal, bo świadomość pokonania długiego, wietrznego odcinka w diabelskim tempie wykańcza.

Zdecydowanie wolę dzielić drogę na malutkie kawałki, wówczas wydaje się, że wszędzie jest "bliżej". Teraz tylko do zakrętu. Tylko do tego drzewa. Tylko do strażaka z czapką. Tylko do...

jak z tą słynną pogonią zająca za ślimakiem; pokonuje najpierw połowę drogi, potem jedną czwartą, potem jedną ósmą... jak zaczyna bardzo boleć, to w rytm obrotów zaczynam w myślach śpiewać. Jednak repertuar niech pozostanie moją słodką tajemnicą...

Siłą rzeczy, pracując w ucieczce, jedzie się niedaleko za pilotem.

Jadąc z ogniem w płucach, przy dziesiątkach oddechów na minutę i z ubitymi, piekącymi udami rzeczywistość rozwleka się niczym w filmie, odtwarzanym w zwolnionym tempie. Co i rusz patrzy się do przodu; uwierzycie, czy nie, ale naprawdę (mówię o sobie, nie wiem, jak inni) co do zasady unikam patrzenia daleko w przód, jednak przy dwóch ostatnich wyścigach zwróciłem uwagę na pracę naszego pilota.

Re-we-la-cy-jna praca, wykonana przez nich, owocuje znacznym zwiększeniem naszego bezpieczeństwa.

Trzymanie dystansu, wskazywanie trasy, "ściąganie" samochodów, zjawiających się czasem na trasie na pobocze, udrażnianie dla nas ruchu. Reagowanie na każdą potencjalnie niebezpieczną sytuację, uprzedzanie strażaków, że nadjeżdżamy...

To jedna z ról, których stojąc z boku się nie dostrzega; ale jest to rola niezwykle odpowiedzialna, którą docenić można dopiero oglądając ją z bliska.

Niczym porządny sufler w teatrze - ma być niewidzialny i niesłyszalny, ale nie raz ratuje cały spektakl. Tak samo jest z kierowcami - pilotami naszych bombowców. Chłopaki - chapeau bas.

O ile w ogóle w odniesieniu do kolarstwa szosowego można mówić o bezpieczeństwie, przy prędkościach, przekraczających 50 km/h na płaskim, będąc ubranym w strój o grubości firanki, to dzięki Wam momentami czuję się nieco lepiej.

Dzięki wielkie za kawał może niedocenianej, ale niezmiernie ważnej roli w naszym teatrze.

Sławek Niciński - https://inaczejokolarstwie.blogspot.com